- Szczegóły
- Beata Mąkolska Beata Mąkolska
- Opublikowano: 23 marzec 2015 23 marzec 2015
Scenariusz zazwyczaj jest bardzo podobny – on i ona zakochują się w sobie, randkują, po czym potrzeba rozumiana jako „bliskość” jest tak silna, że zapada decyzja o wspólnym zamieszkaniu. Opada namiętność, a życie się toczy dalej – z konfliktami, kryzysami, no ale przecież tak długo już jesteśmy razem... Im dalej w las, tym ciemniej – jak to mówią, dlatego też dochodzi do momentu w którym już nie zastanawiamy się czy ten las jest dla nas – po prostu tkwimy w związku licząc na to, że „jakoś to będzie”, że dalej „się ułoży”.
Przekonanie, że „coś” ułoży się samo jest niczym liczenie na główną wygraną w totolotka bez... nawet zakupienia losu. „Samo” mało co się układa, za to „samo” się doskonale psuje. Związek wymaga zaangażowania, przy czym owe zaangażowanie przez każdą ze stron może być rozumiane zupełnie inaczej, co także bywa źródłem konfliktów. Dziś jednak nie tyle o zaangażowaniu, a o sile konsekwencji, dlatego też tekst powstał głównie z myślą o parach, które mają jeszcze krótki i średni staż (od kilku miesięcy do kilku lat.
fot. Ewa Żuk, zdjęcie nadesłane na konkurs "Cyknij szczęście", można obejrzeć w galerii portalu
Bycie konsekwentnym ma zazwyczaj pozytywny wymiar. Oznacza bowiem naszą sumienność, poważne podejście do tematu, człowieka na którego można liczyć. Jednak i w pracy i w życiu konsekwencja nie zawsze popłaca. Bywa, że brakuje nam refleksji, odwagi by podjąć zdecydowane kroki, gdy coś się nie zgadza. Zasłaniamy się wtedy konsekwencją, a tymczasem to zwykły strach przed zmianami i uparte tkwienie w jakże wygodnej strefie komfortu.
W przypadku tkwienia w niewłaściwej relacji, wraz z coraz większą ilością konfliktów, wraz z marudzeniem na partnera, poczuciem niezadowolenia ze związku, uczuciowej pustki itd., pojawiają się pierwsze wymówki. „Ostatnio między nami trochę spowszedniało – mówi Agnieszka – Praca wysysa z nas siły, mamy mniej czasu dla siebie, mniej czasu na randki, nawet na seks. Jak już do czegoś dojdzie, to jest jakoś tak zwyczajnie i bez polotu, albo „na szybko”, bo zaraz on ogląda mecz albo coś innego. Nie pamiętam kiedy mnie gdzieś zabrał, ale do swojej mamusi to zawsze ma czas wyjść. Ciągle się kłócimy o to czyja kolej zmywania, bo mimo tego, że zrobiliśmy sobie grafik, on swojej kolejki nie przestrzega, albo dziwnym trafem zawsze wtedy wieczorem ma „coś” do załatwienia (a to mamusia, a to koledzy, a to wychodzi na siłownię). Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie mieszkanie razem, a tymczasem większość obowiązków domowych jest na mojej głowie.”
Zakochanie mija bardzo szybko. Różnie to bywa z różnymi ludźmi, zależy od częstotliwości spotkań, od tego czy występują jakieś przeszkody (im więcej przeszkód, tym większa bywa namiętność i dłużej może potrwać stan zakochania – przy czym jako przeszkody można rozumieć np. wyjazdy jednego z partnerów, brak aprobaty rodziców co do związku itd.), jednak stan uniesienia nie trwa wiecznie. Jeżeli w związku pojawia się zaangażowanie i bliskość, przechodzimy do kolejnej fazy związku, w której tworzy się intymność, taki „własny świat” danej pary. Przy braku zaangażowania, braku komunikacji itd., ów specyficzny świat pary po pewnym czasie staje się jedynie atrapą związku. Nie każdy ma odwagę to zauważyć, przyznać, coś z tym zrobić. Im więcej w nas przekonania o tym, że „związek wymaga poświęceń”, im bardziej flegmatyczny czy melancholiczny temperament, im więcej destrukcyjnych przekonań o związkach nosimy w sobie – tym większe ryzyko, że pozostaniemy relacji nie tylko wtedy gdy przestanie być satysfakcjonująca, ale także wtedy gdy stanie się zwyczajnie toksyczna.
Ludzie, którzy latami tkwili w niesatysfakcjonującym małżeństwie czy związku, po „uwolnieniu się”, czyli zerwaniu relacji, zwykle mówią tak:
- „myliłam miłość z poświęcaniem się”
- „myślałam, że tak trzeba”
- „myślałem, że właśnie tak to już wyglądają związki”
- „pomyliłem uczucie z przyzwyczajeniem”
- „nie zastanawiałem się nad swoimi uczuciami, robiłem co chciała”
- „nie myślałem o związku w taki sposób”
- „myślałam, że tak po prostu musi być”
- „nie wiedziałam nawet od czego zacząć, żeby coś zmienić”
- „po tylu latach to już człowiek nie ma siły na walkę czy zmianę”
- „sądziłam, że wszyscy mężczyźni są właśnie tacy jak mój mąż”
- „usługiwałam mu jak królowi, nie przyszło mi do głowy, że mam prawo mieć swoje pragnienia, potrzeby – życie”
I tak dalej, i tak dalej. Za każdym z takich wyznań, kryje się osobna, smutna historia podejmowanych decyzji z konsekwencji, strachu, przed samotnością, rezygnacji z własnych potrzeb, z przejęcia odpowiedzialności za swoje samopoczucie, szczęście, życie.
Nie chodzi oczywiście o to, by rozstawiać się przy pierwszym kryzysie, bądź gdy zaczynamy czuć się nieszczęśliwi. Dorosły, emocjonalnie dojrzały człowiek jest przede wszystkim odpowiedzialny – w takim sensie, że bierze odpowiedzialność za własne zdrowie, za swoje słowa i zachowanie, za samopoczucie, za to co wnosi do danej relacji. Tkwienie w związku z konsekwencji to postrzeganie tylko jednego wymiaru odpowiedzialności – odpowiedzialności za drugą osobę bądź zobowiązania finansowe/ społeczne jakie zdążyły powstać. Związek to przecież nie tylko relacja dwojga ludzi, ale także często ich rodzin, relacje z teściowymi, dziadkami itd. - co w Polsce jest szczególnie mocno kultywowane („rodzina” - ta wartość jest nadal wymieniana jako jedna z najważniejszych dla Polaków). Odpowiedzialność za drugą osobę nosi w sobie ryzyko zmiany układu relacji z partner=partnerka (czy mąż=żona), relacji, która powinna być RÓWNORZĘDNA, na relację zależną, jaką mają rodzice z dziećmi. Jeżeli rzeczywiście za kogoś możemy być odpowiedzialni, to właśnie za dzieci (przynajmniej dopóki nie dorosną). Jeżeli zaś partnera traktujemy jak dziecko (w czym prym wiodą kobiety choleryczki traktując mężów jak dzieci), to nie możemy mówić tutaj o równorzędnej relacji. Czasem takie relacje zależne doskonale się sprawdzają (gdy pasuje to obydwu stronom), a czasem pasuje do pewnego momentu („dziecko” dorasta, czasem po 40-tce, a czasem po 50-tce lub później).
Nie mylić wyboru z konsekwencją postępowania
Wybór to decyzja, którą podejmujemy świadomie, którego to konsekwencje ponosimy w następstwie tej decyzji. Jeżeli wybieramy nic nie robić (nie angażować się, nie pogłębiać relacji, nie mówić o swoich potrzebach, nie poprawiać komunikacji między partnerami), to związek przypomina tratwę którą „gdzieś tam” zniesie prąd, a nie żaglówkę, którą prowadzimy razem (bądź jedno jest kapitanem, drugie oficerem – o władzy w związku powiemy innym razem). Jeżeli spotykamy się, potem stwierdzamy, że „spróbujemy zamieszkać razem” nie precyzując własnych oczekiwań i pragnień (były niegdyś piękne badania przedstawiające że dla ogromnej większości kobiet wspólne zamieszkanie jest krokiem poprzedzającym ślub, zaś dla ogromnej większości mężczyzn, jest po prostu wspólnym zamieszkaniem bez deklaracji co do przyszłości związku!), później ulegamy presji (partnera/rodziny/czasu), bierzemy ślub bądź staramy się o dziecko... i tak sobie dryfujemy bez szczególnego kursu, powielając schematy, realizując oczekiwania społeczeństwa/rodziny, niekoniecznie zaś własne.
Jak nie wpaść w pułapkę związku z konsekwencji?
1) Być czujnym/czujną. To przede wszystkim. Zwykle czujemy, że coś jest „nie tak”, że związek uwiera niczym przyciasne spodnie. To pierwszy sygnał, który ignorujemy czytając o kryzysach, które to przychodzą po 3, 5, 7 latach związku, które to są – jak twierdzą gazety i psychologowie - „normalne”. Nawet jeżeli obecność kryzysów w takich latach związku potwierdzają badania naukowe, to nie znaczy, że mamy się jedynie tym kryzysom przyglądać. W związku się nie tkwi, związek się tworzy – a to oznacza zaangażowanie, działanie, postawę proaktywną. (Porównując do tych spodni – możesz wziąć się za siebie i zrzucić ten kilogram czy dwa, a możesz wcisnąć je na dno szafy i udawać, że nie było tematu!)
2) Mieć świadomość, że dobry związek to wybór. Wybór tego co robimy, w jaki sposób, co mówimy i w jaki sposób. Wybór tego czy robimy coś dla siebie, czy dla związku.
3) Nie ulegać presji. Nie ważne czy presja to partner, który suszy głowę o dziecko/ślub, czy rodzice, czy wychodzące za mąż jedna po drugiej koleżanki. Zwykle czujemy gdy robimy coś wbrew sobie – po prostu nauczyliśmy się to pięknie ignorować. Wystarczy jednak dać sobie czas (nie podejmować decyzji pod wpływem emocji), zastanowić się „po co”, „czemu to ma służyć”, „w jaki sposób to ma zmienić nasze życie”, „czyja to jest decyzja”, „czyje to jest pragnienie”. Tutaj polecam treningi indywidualne (np. asertywności).
Zajrzyj tutaj: Po co nam ślub? Życie na kocią łapę - wymówki, opinie i fakty na temat związków niezalegalizowanych
4) Mieć na uwadze swoje cele życiowe/ wartości. Jeżeli nie masz swoich celów – realizujesz cele partnera, tak to właśnie wygląda. Potem po latach przychodzi uczucie pustki, niepokój, smutek, bo całe życie „robiło się coś dla kogoś” a nic dla siebie. Miej swoje cele, swoje marzenia, swoje zainteresowania, swoje pasje. Znaj swoje wartości – jeżeli nadrzędną wartością życiową dla Ciebie jest dostatnie życie w luksusie, a dla partnera gromadka dzieci, pierwsze zgrzyty pojawią się, gdy on zacznie planować Twoje ciąże, a ty jego awanse. To nie zakończy się jedną kłótnią, ponieważ dotyczy wartości. Możecie lubić inne smaki czekolad, ale wartości życiowe muszą być takie same, żeby związek miał sens.
Zajrzyj tutaj: Dokąd zmierzasz? O poszukiwaniu własnej misji
5) Pozbądź się głupiej naiwności, że kogoś zmienisz – nie zmienisz drugiej osoby, możesz tylko zmienić siebie/ swoje nastawienie. Także ślub nie zmieni partnera, wątpliwe, by zmieniło dziecko. Beztroski partner, który przedkłada kolegów nad czas spędzony z Tobą nie stanie się domatorem, tylko dlatego, że weźmiecie ślub. Pozbądź się złudzeń!
6) Z drugiej strony... świat pędzi, otoczenie się zmienia. Twoi rodzice/ dziadkowie pewnie pracowali w jednym zakładzie pracy całe swoje życie zawodowe (albo w kilku), mieli tych samych znajomych przez większość życia. Dzisiaj pracę niektórzy zmieniają i co pół roku, co rusz poznajemy kogoś nowego, a Internet dał nam dostęp do nieograniczonej bazy zasobów wiedzy i możliwości zawierania nowych znajomości.
Utrzymanie bliskiej relacji w tak pędzącym świecie jest na pewno trudniejsze niż 50 lat temu. Ale dopóki wierzycie, że to możliwe, a za wiarą idą czyny – macie szansę :)
Zobacz tutaj: Jak zabić w związku bliskość? Miłosny anty-poradnik
7) Miej świadomość swoich przekonań dotyczących związku. O przekonaniach na Wellnessday.eu pisaliśmy wielokrotnie, choćby tutaj: WARSZTAT PRACY: Jakie są twoje wzorce i przekonania?
Do przekonań na temat związku (i tych dobrych, i tych złych) jeszcze wrócimy.
Autorka:
Beata Mąkolska - Trenerka rozwoju osobistego, prowadzi szkolenia i warsztaty m.in z zakresu pracy z negatywnymi przekonaniami, emocjami, stresem, a także treningi komunikacji dla par. (Rozwoj-osobisty.info)
Założycielka i redaktor naczelna portalu Wellnessday.eu. Autorka wielu artykułów na temat zdrowego stylu życia, emocji, wellness i rozwoju osobistego. Pomysłodawczyni akcji społecznych (np. KOBIETA SUKCESU), autorka programów wellness.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.